Grudzień. Jedyny miesiąc, w którym legalnie można ubierać choinki, grać kolędy, puszczać świąteczne piosenki i nie zostać posądzonym o zbyt przedwczesne działanie. Nie lubię tego, co dzieje się od dłuższego czasu w handlu i mediach. W tym roku nawet graniczna bariera Wszystkich Świętych została przekroczona i gdzieniegdzie świąteczne promocje zaczęły się już w październiku.
Dla mnie cała magia świąt odbywa się w grudniu, nie wcześniej. Dlatego też z wielkim oczekiwaniem czekałem na rozpoczęcie okresu przedświątecznego, czyli okolice Mikołajków. Na wtedy właśnie mieliśmy zaplanowany wyjazd do Kopenhagi. Cała wycieczka została zorganizowana przez Unity Line, uczestniczyli w niej inni blogerzy, architekci, planiści.
Z dzisiejszym wpisie nie będzie nic o Jarmarkach (to temat na oddzielny artykuł), lecz o samej wycieczce i zwiedzaniu Kopenhagi – oczywiście w klimacie przedświątecznym.
Ze Szczecina sprawnie zostaliśmy się do Świnoujścia, by tam dostać się na pokład promu Unity Line m/f Skania, którą mieliśmy płynąć do Szwecji – do Ystad. Podczas rejsu dużo atrakcji: open bar ( ͡° ͜ʖ ͡°), ale też możliwość wejścia na mostek kapitański podczas manewrów wychodzenia z portu. Na mostku byłem już w maju, ale nocna otoczka zrobiła wielkie wrażenie. Tu zacznijmy moją foto-opowieść.
Niesamowity nocny widok na poszczególne stanowiska promowe.
Zaskoczenie: na mostku jest ciemno, marynarze skupiają się na manewrach i tym, co jest za oknem.
Więcej detali
Technologia, technologią, ale dla klasycznych instrumentów nawigacyjnych zawsze znajdzie się miejsce.
Rejs upłynął bardzo szybko… bo go przespałem. Nocne rejsy mają swoje zalety, mimo open baru nie bujało – w sumie to też zasługa jednostki m/f Skania, która jest bardzo stabilnym promem.
Rano dobiliśmy do brzegu w Ystad, gdzie czekał na nas autokar, który zabrał nas na krótką wizytę w szwedzkim mieście Malmö.
Malmö
Od razu w Malmo w oczy rzuciły mi się namioty sferyczne. Ciekawe czy to od Freedomes?
Jestem dziwny. Zawsze jak zwiedzam, obserwuję ściany budynków, kamienic i wypatruję street arty, murale, ciekawe napisy. Mam całkiem niezłą kolekcję takich zdjęć.
Dbałość o szczegóły rzuca się w oczy – tutaj po prawej apteka z XIX wnętrzem. Efekt połączenia nowoczesności z XIX wiecznym stylem jest bardzo ciekawy i niecodziennie się go spotyka.
Przeciwnicy Frygi dostaliby zawału.
Słowa: Skandynawia i rowery zawsze muszą występować razem.
I jeszcze w temacie estetyki: miejska publiczna toaleta. I teraz obok w myślach postawcie sobie nasze toi-toi.
Kolejnym przystankiem było nabrzeże i okolice drapacza chmur Turning Torso. Wieżowiec został zaprojektowany przez Santiago Calatravę, a budowa trwała cztery lata. 54 piętra w znacznej większości wypełniają powierzchnie mieszkalne, biura znajdują się na pierwszych dwóch kondygnacjach, a dwie ostatnie to sale konferencyjne do wynajęcia. Wielka szkoda, że nie ma tam żadnego tarasu widokowego, budynek ma 190 metrów wysokości (dla porównania Pazim jest wysoki na 92 metry). Poszczególne piętra „skręcają” względem podstawy, skręt budynku od podstawy do szczytu wynosi 90 stopni.
Według pierwszych projektów na zewnątrz nie planowano żadnych wzmocnień, jednak okazało się, że będą niezbędne dla bezpieczeństwa budynku.
Turning Torso w pełnej okazałości
Myślisz, że budynek jest wysoki? Zajmuje on dopiero 46. miejsce w Europie. Mimo wszystko konstrukcja robi wrażenie.
Okolice Turning Torso i oko wielkiego brata. Patrzy cały czas – czasami nawet mruga.
Śmieliśmy się, że mają oko na rowery.
W oddali, za mgłą, przeprawa Oresund, przez którą mieliśmy dostać się do Danii.
Kierujemy się w stronę nabrzeża. Uwielbiam taką architekturę mieszkalną. Niesamowicie cieszy to moje oko.
No to w drogę – przeprawa w dwie strony kosztowała około 2000 koron za cały autokar – wybaczcie dokładnej sumy nie pamiętam.
Kopenhaga
I już na miejscu – w głównej destynacji naszej wycieczki – Kopenhadze. Bella Sky Hotel przyciągnął moją szczególną uwagę. Postanowiłem wejść do środka.
-O! Makieta – z radością wykrzyknął jeden z architektów i podbiegł do miniaturowego modelu budynku. Też tam podszedłem, by zobaczyć detale.
Oto makieta.
Przyjrzałem się dokładnie – no oczywiście! W końcu jesteśmy w Danii, to makieta musi być zbudowana z LEGO!
W środku wszechobecne greenwalle. Uwielbiam!
Następny przystanek to Pałac Królewski – akurat trafiliśmy na zmianę warty. Wszyscy oczywiście z telefonami w ręku.
Wielkie podziękowania należą się dla naszej pani przewodnik – Hani Szubskiej.
Wprowadzamy taką zasadę:
-kto się spóźni 5 minut na umówiony czas odjazdu – ten śpiewa w autokarze,
-kto się spóźni 10 minut – ten śpiewa i tańczy w autokarze,
-kto się spóźni 15 minut – ten śpiewa i tańczy poza autokarem.
To jedna z jej anegdotek. Ciekawie, z humorem – i tak przez cały czas wycieczki.
Tablety na rowerach miejskich – czyżby niedługo w naszych Bike_S?
Mimo że to moja trzecia wizyta w Kopenhadze, dopiero teraz udało mi się dotrzeć do Małej Syrenki.
Ciekawostka – opisy są dostępne po duńsku, po angielsku oraz… po chińsku.
Muzeum Designu – specjalnie nic wcześnie nie czytałem, by być zaskoczonym ekspozycją.
Trafiliśmy na wystawę Relax – czyli wszystko, co może pomóc nam odpocząć.
Przy okazji wystawy towarzyszące – design, który mógłby się znaleźć w każdym domu.
Czekam na taki food-truck w Szczecinie.
Arne Jacobsen
Chcesz wy wystawa wyglądała niezwykle? Wyłóż podłogi i ściany lustrami. W pierwszej chwili nie wiedziałem, czy można wchodzić do tego pomieszczenia, na szklaną podłogę.
Papa Muzeum Designu. Chciałoby się tu spędzić wiele godzin, niestety mieliśmy tylko 60 minut na zapoznanie się z całością.
Na bogato.
Czas na coś do jedzenia. Wybór padł na lokal Hercegowina tuż przy parku Tivoli.
Szczegółowe informacje na temat oferty wycieczkowej Unity Line do Kopenhagi, znajdziecie w osobnym wpisie – link poniżej.
W kolejnej odsłonie wycieczkowej pójdziemy na przedświąteczne jarmarki: w Tivoli, w części deptakowej Kopenhagi i jeszcze chwilę pozwiedzamy stolicę Danii. Zapoznaj się w drugą częścią wycieczki:
Twórca całego zamieszania, jakim jest Szczecin Blog. Na bieżąco informuje mieszkańców o tym, co się dzieje w naszym mieście.
Pasjonat Szczecina, podróży i aktywnego wypoczynku. Na co dzień zajmuje się marketingiem i handlem. Hobby: jest ich wiele (nie sposób się nudzić) - urbanistyka, nowe technologie, komunikacja, psychologia, dobre europejskie kino.