Gastronomia/handel 0

13 lat KafeJerzowego świata [wywiad z Michałem Stankiewiczem]

Klub Kafe Jerzy ma bardzo ciekawą historię. 13 urodziny tego miejsca to dobry pretekst, by porozmawiać z jego współzałożycielem Michałem Stankiewiczem. Na co dzień jest dziennikarze „Rzeczpospolitej”, od roku mieszka w Trójmieście. Prowadzi własne wydawnictwo i firmę eventową.

Paweł Krzych: Kafe Jerzy skończy 13 lat. 13 lat na rynku szczecińskim pod jedną nazwą, bez zmian właścicieli – to trzeba nazwać sukcesem. Jak myślisz, co zaważyło o tym, że lokal cały czas funkcjonuje i ma się dobrze?

Michał Stankiewicz: Może już za długo istnieje? (śmiech). A na poważnie, to na pewno jest jakiś powód do satysfakcji, że tyle lat udało nam się utrzymać lokal, szczególnie, gdy widzimy, że średni żywot klubów to kilka sezonów.

KJ przetrwał tyle lat na pewno dzięki jego klientom. Oczywiście w ciągu tych 13 lat oni także zmieniali się, ale co charakterystyczne dla Kafe Jerzy nie były to zmiany gwałtowne, klub zawsze miał stałą klientelę, w pierwszych latach inną, potem nieco się zmieniła, ale cały czas trzon jego klienteli to stałe osoby. Można to porównać do prenumeraty. Czyli nie przypadkowi lub okazjonalni klienci, ale stali.

Jak wspominasz pierwsze miesiące funkcjonowania Kafe Jerzy?

To był wielki eksperyment. Lokal tylko dla ludzi w kartą członkowską. Uzyskanie karty nie było proste. Trzeba było złożyć wniosek z uzasadnieniem. Raz w miesiącu obradowała Rada Programowa, która analizowała wnioski. W klubie działały też komisje – spraw wewnętrznych, sprawiedliwości, kultury itd. Trochę na poważnie, a trochę jako żart. Stworzyliśmy swój alternatywny świat, było dużo humoru, nietypowych akcji, ocierających się o absurd. Pomagało wnętrze, przypominające trochę babciny dom, no i elementy wystroju. W jednej sal stał telewizor, gdzie leciało nagranie kominka, na barze z kolei na innym ekranie leciał film instruktażowy produkcji NRD o wyprawie na ryby. Dość monotonny obraz był wstanie zahipnotyzować chyba każdego klienta sączącego alkohol przy barze.

Można to porównać do prenumeraty. Czyli nie przypadkowi lub okazjonalni klienci, ale stali.

Czasem zmienialiśmy na obraz przyrodniczy o życiu wielorybów. No i muzyka. Nasi szanowni Puszczacze Piosenek, bo dodam, że w KJ nie było DJ-ów – Artur „Tatinek” Szyszkowski i Robert „Siwy” Nowak, najbardziej znani prezenterzy z kultowego już Radia ABC potrafili zagrać ostre kawałki rockowe, po nich tandetny Bolter, Apollo 44, by przejść do… Połomskiego. Lokal działał cały tydzień, bywało tak, że przez pięć dni były występy na żywo, wszelkie odmiany muzyki, kabarety. Stworzyliśmy taki KafeJerzowy świat.

jerzy-polomski-szczecin-kafe0jerzy

Co wspominasz ze szczególnym sentymentem?

Trudno mi coś jednoznacznie wyróźnić. Chyba jednym z ciekawszych wydarzeń była akcja „Więcej Wisły w Odrze”. To był rok 2003, piłkarska Wisła Kraków odnosiła wtedy sukcesy, to był też czas Adama Małysza, skoczka z Wisły. Razem z Przemkiem Gołyńskim, który wtedy kierował klubem – notabene Przemek też był po Radiu ABC – zastanawialiśmy się co jest źródłem tych sukcesów. Powołany przez nas specjalny zespół naukowy przyjaciół klubu stwierdził, że powód pewnie tkwi w rzece. Rzece Wiśle.

Należało więc to Wisłę zaimportować do nas. Pobraliśmy więc próbki wody, dokładnie w Wiśle. I oddaliśmy do laboratorium do badań razem z próbkami Odry, pobranymi w okolicach naszego dworca. Po kilku dniach dostaliśmy wyniki, które potwierdziły wstępną tezę naszego naukowego grona – woda z Wisły pobrana w Wiśle miała zdecydowanie lepsze parametry niż Odra. Uzbrojeni w dokumentację z laboratorium oraz zachowane próbki Wisły urządziliśmy happening na Wałach Chrobrego.

Stanęła więc mównica, pojawili się lokalni politycy, gość z Irlandii. Były przemówienia, także namówiony przez nas Irlandczyk oświadczył, że łączenie rzek u nich ma długą tradycję. Dodam, że happening był szeroko opisywany przez media, gazety, radio, była też telewizja. Uroczyście wlaliśmy Wisłę do Odry, a wieczorem w KJ było huczne oblewanie wykonanej pracy.

Pomogło?

Wyobraź sobie, że pewnego dnia dzwoni w klubie telefon. Głos w słuchawce: Dzień dobry, kancelaria prezesa rady ministrów.

Niestety nie, nie dorobiliśmy się w Szczecinie tak wybitnego skoczka narciarskiego jak Adam Małysz (śmiech). A Pogoń Szczecin, jak wiadomo – od tego czasu miała bardzo wiele różnych okresów. Za to przekonaliśmy się, że warto robić więcej podobnych akcji.

Tym bardziej, że ludzie chcieli wtedy w nich współuczestniczyć. Pamiętam Maraton Tańca, gdzie pary tańczyły do upadłego, oczywiście pod nadzorem lekarza, czy też Bal Kretyna. Staraliśmy się też powiększać naszą galerię obrazów, wśród niej sporą kolekcję jeleni na rykowisku, przepiękne malowidło z krowami w rzece, krowopsa malowanego chyba przez jakieś dziecko.

Czasem dostawaliśmy obrazy, a wtedy były uroczyście odsłaniane. Najczęściej wrabialiśmy w to polityków, bo oni przy każdej okazji chętnie się pokażą. Warunek – nie wiedzieli co odsłaniają. A najciekawszą akcję z politykiem mieliśmy w 2010 roku.

Mówisz o pani minister Elżbiecie Radziszewskiej, wtedy pełnomocnik rządu ds. równego traktowania?

Tak. Wyobraź sobie, że pewnego dnia dzwoni w klubie telefon. Głos w słuchawce: Dzień dobry, kancelaria prezesa rady ministrów. Czy to prawda, że wpuszczacie panów po ukończeniu przez nich 25 roku życia, a panie po 20. I dlaczego? Nasz manager Marcin Gordon potraktował to chyba jak każdy, pomyślał, że ktoś go wkręca. Tym bardziej, że urzędy tak sobie nie dzwonią, tylko wysyłają z reguły kilogramy pism. I odpowiedział zgodnie z prawdą, że tak – a takie zasady rzeczywiście mieliśmy (dzisiaj jest już łagodniej) – a potem sobie już zażartował i rzucił do słuchawki, że powodem zróżnicowania zasad wejścia jest to, że u panów rozwój płata czołowego następuje później niż u pań.

kafe-jerzy-archiwum-szczecin

Domyślam się, że po tym urząd już zadziałał oficjalnie?

Oczywiście. Niedługo potem przyszła koperta, na niej wielka pieczątka „Kancelaria Prezesa Rady Ministrów RP”. Godło. Uroczyście, oficjalnie. A w nim list od pani minister, która zarzuca nam dyskryminację mężczyzn, a także stwierdza, że formułowanie tezy o późniejszym rozwoju płata czołowego są niedopuszczalne. Dopiero wtedy Marcinowi przypomniało się, że był taki telefon, ale uznał wtedy, że to głupi kawał. A tymczasem okazuje się, że jednak nie, no i mamy oficjalnie pismo. No cóż, trzeba było się bronić.

Napisaliśmy pani minister odpowiedź. Najpierw dokonaliśmy analizy prawnej i powołaliśmy się na ten sam przepis, a mianowicie unijną Dyrektywę Rady 2004/113/WE z 13 grudnia 2014 roku. Art 16 mówi o promowaniu płci przeciwnej, uznaliśmy więc, że obniżając granicę wiekową i cenę dla pań (minister Radziszewska kwestionowała też niższą cenę biletu dla pań) ułatwiamy dostęp do KJ, a tym samym zwiększamy aktywność pań. Podnieśliśmy też, że nasza zasada zróżnicowania pan i panów wpisuje się w tendencję UE i Polsce widoczną chociażby w parytetach na listach wyborczych.

Podaliśmy też, że naszą inspiracją jest system prawny w Polsce, który dość powszechnie uznaje nadrzędność uprzywilejowania ze względu na płeć lub zawód nas zasadą równości. Przykład – system emerytalny, zróżnicowanie wieku i kobiet i mężczyzn, czy też KRUS albo emerytury dla mundurowych…

Poważna odpowiedź…

Poważne pismo, trzeba było udzielić poważnej odpowiedzi. Ale nie tylko. Nie bylibyśmy KJ gdybyśmy nie nawiązali do samego telefonu z kancelarii i płata czołowego. Obiecaliśmy pani minister, że po tym wydarzeniu podjęliśmy decyzję o przeprowadzeniu szkolenia personelu klubu tj. kelnerek, barmanek, pracowników szatni i ochrony na wypadek telefonów z kancelarii premiera, prezydenta, władz UE, NATO, ONZ, NASA, FIFA, IRA i ETA i innych.

Podkreśliliśmy też, że – choćby nie wiadomo jak niestosownie to brzmiało – to płat czołowy u mężczyzn faktycznie rozwija się wolniej niż u kobiet. To jest fakt naukowy. I na poważnie – zróżnicowanie wejścia do KJ było bardziej chwytem marketingowym mającym za zadanie ściągnąć daną klientelę niż faktycznie stosowaną żelazną zasadą.

Pani Radziszewska zafundowała wam więc niezłą promocję, bo przecież media lubią takie sytuacje. A jak zmieniła się przez te lata scena klubowa? Jak zmienił się Szczecin i jego mieszkańcy?

Mocno. Koniec lat 90. i początek XXI wieku to intensywny rozwój klubów. Szczecin – z oczywistych względów i to powszechnie znanych – był znacznie bogatszym miastem, niż teraz, chociażby dlatego, że istniał spory przemysł. Było więcej pieniędzy, a chyba mniej lokali. Dzisiaj jest jak jest.

kafejerzy-szczecin

Od roku jesteś poza Szczecinem – jak patrzysz na to miasto z odległości kilkuset kilometrów? Co byś poprawił? Za czym tęsknisz?

Śledzę wydarzenia w Szczecinie, staram się być na bieżąco, choć to czasem trudne. Mieszkam w Trójmieście, siłą rzeczy nasuwa mi się wiele porównań ze Szczecinem, bo to przecież miasta portowe, tu i tu był przemysł stoczniowy, żegluga, podobna historia itd. Kiedyś miasta konkurujące, dzisiaj niestety Trójmiasto jest poza zasięgiem. Szczecin ma kongres morski i Baltic Herring Meeting, a Trójmiasto kwitnący przemysł stoczniowy, zamówienia rządowe, największy terminal kontenerowy i strumień państwowej kasy, a także unijnej. Takich porównań można dużo snuć. Sytuacja z ostatnich miesięcy: Świnoujście bez skutku od lat walczy o tunel pod Świną, a w Gdańsku po otwarciu we wrześniu kolei samorządowej za 1 mld zł, właśnie wpadli na szalony pomysł budowy tunelu pod dzielnicą Oliwą, I jestem pewien, że to zrobią, kasa się znajdzie. No, ale Szczecin jest ładniejszy. Takiej dzielnicy jak Pogodno, Jasnych Błoni, czy rond Trójmiasto nie będzie mieć.

Jak widzisz nasze miasto za 5 lat?

Szczerze, nie mam pojęcia co tutaj zaskoczy, co się ruszy. To wielka niewiadoma. Szczecin jest nieprzewidywalny. Chciałbym by znalazł swoje miejsce i swoją niszę.

Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.

Zobacz również inne artykuły

Przeczytaj poprzedni wpis:
Szlachetna Paczka – Leć walczyć z biedą!

Jak co roku szczecinblog.pl włącza się do akcji Szlachetna Paczka. Ten wpis będzie nieco inny, przedstawia historię jednego z wolontariuszy....

Zamknij