Katarzyna Groniec śpiewała w jednej ze swoich piosenek: „Samotni nie chodzą do kina […] Bo wstyd prosić o jeden bilet”. Mimo wszystko spróbuję. Nieśmiało przy kasie wypowiadam zwrot: „poproszę jeden bilet”. Idę dziś na film jako Twój zaoczny przewodnik. Pozwól, że opowiem o kinie w Szczecinie. Będzie filmowo, ale i alternatywnie. No to chodźmy. Światła gasną i słychać mój głos, a na ekranie wyświetlają się pierwsze historyczne migawki filmowe.
Szczecin. Druga połowa XX wieku. Szczecinianie uwielbiają chodzić do kina. W latach 50. jest już w czym wybierać, gdzie udać się na seans filmowy. 7 propozycji m.in. Kino „Przyjaźń” (Dąbie), „Odra”, „Polonia”/„Młoda Gwardia, kino wojskowe „Mars” (ul. Wawrzyniaka). Z biegiem czasu kina są jeszcze bardziej w zasięgu ręki, bo praktycznie uruchamiane są w każdej dzielnicy. Niektóre z nich będą niezwykle popularne przez długie lata. W 1959 roku powstaje kino „Kosmos”, a dwa lata wcześniej kino „Delfin”.
Kolejne miejsca pojawiają się niczym grzyby po deszczu, w 1965 roku mamy do dyspozycji 25 kin! A co powiesz na seans pod chmurką, pewnego rodzaju modyfikacja kina samochodowego… Podejrzewam, że może być trudno o samochód (może ktoś ze znajomych ma, wszak mamy rok 1965). Ale to nic nie szkodzi. Zapraszam do kina Bałtyk, do kina ogrodowego, gdzie filmy można obejrzeć siedząc na ławce. Albo do kina „Derby” przy Bramie Portowej Obejrzysz film, napijesz się szczecińskiego piwa, a także obstawisz wynik wyścigów konnych (legalnie, bez obaw, że zaraz przyjedzie policja).
Pyk! I jesteśmy w latach 90. Z 4 milionów widzów w latach 60., do kin chodzi dziesięciokrotnie mniej (ach ta cholerna telewizja!). Tutaj od razu nie sposób nie wspomnieć o kinie „Pionier”, które może poszczycić się wpisem do księgi Rekordów Guinnessa (w 2005 roku), jako najdłużej działające kino na świecie. Jest się czym chwalić. Obok kino „Kosmos” z wielką ekspozycją plakatów aktualnie granych filmów. Powiem Ci w sekrecie, że jak pójdziesz do wypożyczalni kaset video w tym budynku i ładnie poprosisz, to może uda Ci się dostać jakiś plakat! Czad, co nie? Kawałeczek dalej Kino Colosseum, studyjne kina „Zamek”, „Pałacowe”, „Kontrasty”, „Korab”, „Mewa”. Te dwa ostatnie odwiedzamy często razem z moimi kolegami i koleżankami z klasy II b ze Szkoły Podstawowej nr 18 im. Józefa Bema. Nieważne, czy idziemy na najnudniejszą ekranizację najnudniejszej lektury szkolnej. Zawsze jest to lepsze niż lekcje. Soczek w kartoniku, kanapka przygotowana przez Mamę. Nie pamiętam, by wtedy w kinach podawali popcorn.
Czasy się mocno zmieniają wraz z wejściem multipleksów. Multikino i Helios (a potem jeszcze jeden na prawobrzeżu). Większość konkurencji nie wytrzymuje. Zamyka się Kosmos, Colosseum, Delfin. Podobny los spotyka Kontrasty (przestaje istnieć cały klub).
Rok 2017. Na kinowej mapie Szczecina mamy Multikino, Helios (dwie sztuki), Pionier, Zamek. Google pokazuje tylko te pięć, ale mnie nie oszukają. Dobre filmy można obejrzeć jeszcze w Szczecińskim Inkubatorze Kultury oraz w Miejskim Ośrodku Kultury Dąbie. Warto śledzić rozkładówkę wydarzeń. Na moje polecenie zasługują też cykliczne projekcie kina kanapowego w Hormonie. Regularnie, co tydzień serwowane są nam najciekawsze filmy, najczęściej spoza głównego nurtu. Żeby jednak nie było, że multipleksy to tylko wielkie kubły popcornu, cola w wiadrach i same blockbustery (sam czasami lubię), to rekomenduję środowe seanse w ramach cyklu „Kino konesera”. Bez obaw, koneserem filmowym nie trzeba być, aby się na to wybrać. Jak piszą organizatorzy „prezentowane tam filmy to najczęściej niszowe dzieła z niebanalną fabułą i inteligentnym humorem”. Pod wielkim wrażeniem jestem, jak przed seansem filmowym jest zawsze wprowadzenie, komentarz prowadzących. Raz się nawet załapałem na konkurs filmowy (i wygrałem! Zestaw: książka, film oraz CD).
Z kolei na projekcjach w Hormonie lub Starej Rzeźni nie brakuje spotkań ze znanymi ludźmi. Ostatnio odbyło się spotkanie z Aleksandrem Dobą tuż po seansie filmu „Happy Olo”. Szczecin to też festiwale filmowe, ale o tym trzeba poświęcić osobną publikację.
Ile szczecinian w miesiącu teraz chodzi do kina? Myślę, że dużo mniej niż w latach 90. (Ach ten cholerny Netflix!)
Artykuł pierwotnie ukazał się w MM Trendy, do którego pisuję regularnie.