Ten kto mnie obserwuje na innych kanałach, takich jak Twitter lub Instagram wie, że od ponad tygodnia testuję jedzenie od szczecińskiej firmy Light Menu. Naszą współpracę mieliśmy zacząć dużo wcześniej, lecz plany pokrzyżował mój dłuższy pobyt w szpitalu.
Na początek kilka słów z ich strony, tak aby było wiadomo o czym mówię:
Light Menu to propozycja dla osób mających świadomość tego, jak ważną rolę w życiu odgrywa odpowiednia dieta. Odpowiednia, czyli taka, która pozwoli nie tylko kontrolować masę ciała, ale także zachować zdrowie i dobre samopoczucie. Proponujemy zestaw pięciu zbilansowanych i smacznych posiłków na każdy dzień z dowozem do domu lub pracy. Nasze posiłki są przygotowywane ze świeżych, sezonowych produktów, ściśle według zaleceń opracowanych przez naszego dietetyka. Z nami odchudzanie staje się proste.
„Paweł, to kiedy zaczynasz dietę?”
Tego typu pytania zadawali moi znajomi, gdy powiedziałem im, że planuję współpracę z Lightmenu.pl Na początku chciałbym Wam wyjaśnić jedną rzecz. Nie lubię słowa dieta, bo kojarzy mi się z czymś okropnym, trudnym do wytrzymania, wręcz jakimiś torturami. Bo przecież wiele razy słyszeliśmy, jak ludzie się katują i cierpią, by zgubić te kilka kilogramów i jedzą mało, albo w ogóle.
Dlatego też odpowiadałem: ja nie będę na diecie, po prostu chcę zmienić swoje nawyki żywieniowe. Przede wszystkim chcę jeść regularnie i zdrowo.
Do tej pory wielokrotnie zdarzało mi się, że przed wyjściem z domu zjadałem 2 kanapki z szynką lub/i pomidorem, w pracy jadłem tylko jakieś śmieciowe jedzenie typu paluszki, sznikersy zapijając to Cherry Coke. Jeśli był czas, to wyskakiwałem na obiad/zamawiałem jedzenie do pracy. Jeśli nie było czasu, po pracy był mega-obiad, po którym… na pewno znacie to uczucie. Najchętniej wtedy walnelibyście się na hamak rozwieszony między palmami i po prostu zasnęli.
Stąd też moje TOP3 diet:
- Dieta ŻKP – Żryj kurwa połowę
- Dieta brzoskwiniowa – jesz wszystko, oprócz brzoskwini. Jedna wada: niestety nie działa.
- Dieta cud – cud będzie w momencie, jak schudniesz.
Początki były trudne…
Pewnie wiele osób spodziewałoby się takiego nagłówka, natomiast w moim przypadku „przejście” z jedzenia śmieci na zdrową żywność było całkiem płynne i bezbolesne. Jakoś na niecały tydzień przed rozpoczęciem współpracy, zdzwoniłem się z Light Menu. Rozmawiałem ze Zbyszkiem, jednym z właścicieli. Wypytał mnie o wiele rzeczy: wzrost, wagę, nawyki żywieniowe, styl życia, czy na coś jestem uczulony, czy jest coś czego nie lubię, gdzie pracuję, jak pracuję, co robię po pracy. Po takim wywiadzie dietetyk ustala jadłospis. Zdecydowałem się na opcję 1500 kcal (jak szaleć, to na całego, chociaż w ofercie są jeszcze mniej kaloryczne warianty). Dostawa: do pracy, z rana, do Lastadii. Póki co za każdym razem, jak dotarłem do Lastadii, jedzenie już na mnie czekało.

Zdjęcia jedzenia z Light Menu
5 posiłków na dzień: śniadanie, II śniadanie, obiad, podwieczorek (tzw. under-evening) oraz kolacja. Wszystko ładnie popakowane, opisane. Przy pierwszej dostawie dostałem rozpiskę z tipami: kiedy jeść, w jakich odstępach, co pić w międzyczasie. Przy każdej dostawie dołączony jest jadłospis, więc wiesz, co jesz. Poniżej przykładowe menu z jednego dnia.
Menu z 16 maja
- Śniadanie: Sałatka a’la nicejska z kaparami. Jabłko.
- II śniadanie: Otrębowe muffiny z suszonymi owocami.
- Obiad: Duszony dorsz z pomidorami, zielonym groszkiem i cebulą podany z ryżem.
- Podwieczorek: Frittata z twarożkiem, papryką i oliwkami w ziołowych przyprawach.
- Kolacja: Kasza perłowa z różnokolorową fasolką.

Light Menu dostarcza mi jedzenie od poniedziałku do piątku.
A co z weekendami?
Był to mój świadomy wybór. Nie chciałem jedzenia w weekendy. Z jednego głównego powodu: chciałem zobaczyć, czy będę w stanie sam zorganizować sobie 5 zdrowych posiłków dziennie.
„I jak wrażenia?”
W telegraficznym skrócie, bo całość mojej opinii przedstawię we wpisie po zakończeniu testu. Zdrowe jedzenie jest smaczne. Zaskoczyło mnie to, że w w opcji 1500 kcal może pojawić się ciasto czekoladowo-banonowe na drugie śniadanie lub muffiny #omomomonom.
Przygotowane jadłospisy są różnorodne, póki co nic się jeszcze nie powtórzyło. Była sałatka owocowa, otrębowe muffiny, frittata (którą jadłem podczas pisania tego wpisu), kaszotto, różnego rodzaju sałatki, serniki, wegetariański bigos, sporo dań mięsnych. Szokiem dla mnie jest to, że bez pieczywa da się żyć! Przez 1,5 tygodnia tylko raz pojawiło się w jadłospisie.
Zaletą jest również to, że oszczędza się niesamowicie dużo czasu, który do tej pory przeznaczałem na wybór/przygotowanie/odgrzanie jedzenia.
Zdjęcie z wagi mam, zrobię też po zakończeniu miesięcznego testu. Jednak chyba jest coś w tytułowym powiedzeniu „jesteś tym, co jesz” – samopoczucie jest u mnie o wiele lepsze, mam więcej energii i o 21:00 nie jestem padnięty, jak miało to miejsce bardzo często w ostatnim czasie. Na razie tyle z opinii, więcej będzie w kolejnym wpisie.

Lekki obiad we włoskim stylu, czyli pełnoziarniste tagliatelle w sosie serowym z brokułami.

Bazą dla sałatki ze zdjęcia jest gotowany brokuł i pełnoziarnisty makaron. Dodatkowo znajdziecie w niej pieczone kawałki kurczaka i suszone pomidory a wszystko polane jogurtowym sosem z lekko pikantną nutą.

Bazyliowa krajanka szpinakowa.

Wiosenna sałatka z pomidorem, ogórkiem, czerwoną cebulą i pieczonymi plastrami kurczaka w sosie jogurtowym.
czytelnikom, bo dają się nabrać na „obietnice” blogera i tracą swój czas i pieniądze;
firmie, z którą bloger współpracuje – czytelnicy zachęceni tekstem, zaczynają korzystać z usług/produktów, są zawiedzeni, publikują negatywne opinie w Internecie i nie tylko, w takim przypadku reklama, która miała zachęcać i pozyskać nowych klientów, przynosi odwrotny skutek;
samemu sobie – bloger traci wiarygodność, czytelnicy w pośpiechu uciekają z jego bloga (słychać trzask drzwi!).
Rachunek jest jak widzicie prosty – testy muszą być rzetelne, niestronnicze, zgodne z rzeczywistością. Każdy na tym zyskuje.
