Pamiętam, jak w zimny, jesienny dzień spotkałem się z Damianem – właścicielem Fabryki na Deptaku. Było to jeszcze przed otwarciem lokalu – zastałem niewykończone wnętrza, surowy klimat, wszystko w folii malarskiej. Słuchałem z niedowierzaniem planów dotyczących tego miejsca. Lokal w zamierzeniu miał być otwierany od bladego świtu (padła chyba godzina 7 rano), serwować śniadania, stawiać na naprawdę dobrą kawę, organizować szkolenia kawowe, serwować dania, jakich nie ma w innych lokalach m.in. usłyszałem, że składnikiem kanapki ma być burak i inne, równie dziwne połączenia.
Plany były niesamowite. Słuchałem tego i z każdym kolejnym słowem coraz bardziej skłaniałem się ku słynnemu „nie da się! w Szczecinie takie rzeczy nie wychodzą”.
Teraz mijają już prawie dwa lata od tego momentu. Fabryka jest dla mnie najlepszym lokalem w całym Szczecinie (i nie jest to tylko moje zdanie, wystarczy popytać ludzi, którzy tam bywają). Mi pasuje zarówno na spotkanie biznesowe, jako miejsce do spokojnej pracy, jak i wieczorną popijawkę ze znajomymi.
Kiedyś Kacper Skoczylas na swoim blogu lub w Hot Magazine napisał, że warto mieć w swoim mieście taki bar, gdzie z barmanami jesteś na „cześć”, a nie „dzień dobry” i z czasem stają się oni twoimi kumplami. Dla mnie właśnie Fabryka jest takim miejscem.
Myślę, że Damian & Misza z Fabryki nie wiedzieli, że w Szczecinie nie da się zrobić takiego lokalu. I dobrze. Bo może właśnie dlatego odnieśli sukces. Chapeau Bas!
Wpis napisany pod wpływem chwili, właśnie siedzę sobie w Fabryce i pracuję. Dziękuję za uwagę, Wasz Paulo Koalo.