Dziś w Szczecinie (oraz w wielu innych miastach) odbył się „Dzień bez samochodu”. Jechałem dziś do pracy autobusem, a potem tramwajem i miałem wrażenie, że chyba nikt nie wiedział o tej akcji albo ją po prostu zlekceważył. Na drodze było tyle samo, a może nawet więcej samochodów niż zazwyczaj.
Pytałem w pracy niektóre osoby, czym przyjechały do pracy.
-Samochodem.
-A słyszałeś o akcji?
-Tak, w radio dziś dopiero jak już jechałem autem do roboty.
Ogólnopolskie media ponadto niejako siały zamęt informując, że aby jeździć komunikacją za darmo trzeba mieć przy sobie dowód rejestracyjny samochodu albo prawo jazdy. Tak było np. we Wrocławiu (co za głupota!).
22 września 2011, Dzień bez samochodu, ulica Energetyków
Sens akcji „dzień bez samochodu” ma jak najbardziej rację bytu, ale musi być odpowiednio promowany. Co za problem wydrukować plakaty i nakleić je na wszystkie parkomaty w Szczecinie. Co za problem wydrukować ulotki, wynająć kilku ludzi, by na światłach rozdawali je kierowcom. Oczywiście, wiąże się to z kosztami, ale jeśli chcemy, aby akcja odniosła skutek, musi być należycie rozreklamowana.
Jak wygląda „Dzień bez samochodu” w innych miastach?
Dziś na drugim dniu konferencji „Zielone Korytarze” podawano przykład „Car-free day” w Brukseli. Dzień bez samochodu odbył się tam 18 września (w niedzielę). W całym centrum miasta oraz w regionie zakazano ruchu samochodowego. Mogły poruszać się jedynie taksówki, służby typu policja, pogotowie ratunkowe.
Jeśli ktoś bardzo chciał, mógł otrzymać specjalne zezwolenie na poruszanie się samochodem w „zakazanych rejonach”. Oczywiście musiał to odpowiednio uargumentować. Warto zaznaczyć, że pojazdy z zezwoleniem mogły poruszać się z maksymalną prędkością 30 km/h.
Zamknięcie ulic dla samochodów obowiązywało od 9:00 rano do godziny 19:00. Może tędy droga i Bruksela powinna być dla nas przykładem.
Zdjęcie pochodzi z serwisu www.smartplanet.com
A jakie są Wasze przemyślenia na temat „Dnia bez samochodu” w Szczecinie? Macie może jakieś doświadczenia w tej kwestii z innych miast?