Można jechać do Japonii i nic nie zapamiętać oprócz tego, że ludzie mają skośne oczy [z Jakubem Poradą o dziennikarstwie, podróżach i Szczecinie]
„Szczecin jest jak Joan Collins – zawsze ma klasę”. To zdanie padło w jednym reportażu na temat Szczecina w programie śniadaniowym Dzień Dobry TVN. Pamiętam jak publikowałem wpis na Facebooku w kwietniu nie myślałem, że 5 miesięcy później będę miał okazję przeprowadzić wywiad z autorem tych słów. Życie potrafi sprawiać niespodzianki – dzięki uprzejmości organizatorów wydarzenia Szczecin Inspiration Day Show udało mi się spotkać z Jakubem Poradą i porozmawiać na tematy związane z mediami i dziennikarstwem, podróżami, jak i Szczecina.
Najbliższa okazja, by spotkać Jakuba Poradę już niebawem, bo 3 października podczas wydarzenia w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza. Tymczasem zapraszam Was do przeczytania bardzo ciekawego wywiadu.
Paweł Krzych: Jak zaczynałeś swoją przygodę z dziennikarstwem, wyglądało zupełnie inaczej niż teraz. W jaki sposób się zmieni w przyszłości? Gdzie będą media, jak będą wyglądały powiedzmy za 5 lat? Widzimy teraz mocną zmianę, jeżeli chodzi o media społecznościowe. Jak media tradycyjne się w tym odnajdują, w którą stronę będą się rozwijać?
Jakub Porada: To będzie proces dwutorowy. Moim zdaniem będzie dokładnie tak samo jak było z kinem. To były czasy mojego dzieciństwa, ale pamiętam, że jak wchodziła kaseta video mówiono o śmierci kina. „Każdy w domu będzie oglądał” – tak mówili. Jednak nic takiego się nie stało. Potem kasetę zastąpiła płytka CD. Następnie Blu-ray. Teraz może to być streaming internetowy. Zmieniają się nośniki. Muzyki słucham już nie tylko z klasycznej wieży stereo, ale także z komórki w podróży. Nie zmienia to faktu, że ta muzyka nadal jest.
Do dzisiaj można zajrzeć do wielkich dzieł, które mają 500 lat. A blog może nie istnieć jutro…
Sądzę, że tak samo będzie z dziennikarstwem. Z jednej strony oczywiście wersja internetowo-społeczna. Nie wiem, jak będą wyglądały social media za 5 lat, bo pamiętam jaki był szał na naszą klasę, która teraz, przynajmniej dla mnie nie istnieje. Możliwe, że to samo stanie się z Facebookiem. Być może inne Periscopy, Twittery, czy portale teraz modne odejdą w zapomnienie. To jest bardzo niewierny widz. Dzięki lajkom możesz poczuć się jak celebryta, myśleć, że wszyscy Cię lubią, ale w praktyce Ci ludzie nie są do Ciebie przywiązani. A paradoksalnie książka, która jest najbardziej archaiczną formą, jaką można sobie wyobrazić, przetrwała wojnę i pożary.
Do dzisiaj można zajrzeć do wielkich dzieł, które mają 500 lat. A blog może nie istnieć jutro, jeśli się nie zapłaci za domenę, wyjedzie za granicę i przestanie go prowadzić. Na tym polega ta nietrwałość. To jest dobre tu i teraz, nie należy z tego rezygnować, ale nie popadałbym w takie skrajne uwielbienie, że to co nowe jest super. Myślę, że to dokładnie tak jak z kinem. Ma się dobrze, ludzie nadal chodzą do kina, nawet jeśli mają najnowocześniejsze telewizory na całą ścianę w domu. Tak jak z dziennikarstwem.
Sam nie kupuję już gazet, ale zdarzyło mi się nieraz do niej sięgnąć kiedy leżała w pociągu. Przypominam wtedy sobie, że to jest też fajne. Że słowo wydrukowane jest trwalsze niż to w Internecie. Wielokrotnie zapisywałem linki do stron, których potem już nie było, gdy chciałem do nich zajrzeć. Wydrukowana klasyczna rzecz będzie istnieć, tak jak istnieją płyty winylowe.
Dla dziennikarza prowadzącego programy na żywo, ważną umiejętnością jest zdolność jednoczesnego mówienia i pisania. Uważasz, że tego można się nauczyć?
Do pewnego stopnia można się tego nauczyć. To tak jak z prawem jazdy: każdy prędzej czy później może je zrobić, jednak naprawdę dobrych kierowców jest niewiele. Niektórym się wydaje, że są dobrzy, często ich umiejętności weryfikuje rzeczywistość. Wiele osób ma stracha kiedy prowadzi samochód w centrum miasta. Popełniają błędy i to, że unikają stłuczki wynika ze szczęścia lub tego, że inni im ustępują.
Często to tłumaczę studentom. Można przeprowadzić wywiad, nawet jeśli się nie ma pojęcia o temacie, zadając tylko trzy pytania.
Z dziennikarstwem jest dokładnie tak samo. Wiele osób można do tego przyuczyć, ale nieliczne z nich sięgają zenitu. Tak jak mówią aktorzy: artystą się bywa, natomiast podstawą jest rzemiosło. Dotknięcie mistrzostwa w dziennikarstwie przejawia się w postaci prowadzenia rozmów, zadawania odpowiednich pytań, kontaktu z publicznością – to są rzeczy dla nielicznych. Reszta może osiągnąć określony pułap przez ciężką pracę. Tak jak kulturysta na budowaniu mięśni, my skupiamy się na tym żeby się skutecznie komunikować i żeby ten przekaz był precyzyjny.
Tak jak na Periscope – równocześnie mówisz, komentujesz, a także wchodzisz w interakcje z widzami.
Kiedy na Periscope pokazuje się backstage, rzeczy których nie widać na co dzień, making of, to jest to o tyle łatwe, że właściwie co nie powiemy i tak będzie dobrze. Natomiast będąc na antenie, czy na scenie musimy mieć background w postaci własnej wiedzy. Jeżeli coś się wydarzy w Tanzanii, to zadaniem dziennikarza jest wiedzieć o tym jak najwięcej.
Często to tłumaczę studentom. Można przeprowadzić wywiad, nawet jeśli się nie ma pojęcia o temacie, zadając tylko trzy pytania. Przykładowo w wywiadzie z artystą, człowiekiem kultury zapytać: Co pana skłoniło żeby stworzyć ten spektakl? Jak się pracowało? Jakie są plany na przyszłość? To jest takie disco polo dziennikarstwa, którego zawsze staram się unikać. Za pomocą tej triady można stworzyć wywiad, nie mając pojęcia o temacie.
Wiedza jest potrzebna. Panuje niesłuszne przekonanie o tym, że w telewizji trzeba mieć układy, znajomości albo być człowiekiem chamskim i bezczelnym. Bardzo trudno jest zdobyć, mówiąc językiem bokserskim, pas w boksie, ale jeszcze trudniej jest go utrzymać. To się buduje latami i w branży informacyjnej jest dokładnie tak samo. Wiedzę można zdobyć tylko przez naukę. Jedna książka dziennie, nauka szwedzkiego, cokolwiek byśmy nie robili przyda się, jeśli będziemy to robić wytrwale.
Są różne castingi dla dziennikarzy, gdzie masz kilka minut na pokazanie siebie. Co byś poradził młodym osobom, które próbują zaistnieć w świecie mediów? Co robić, żeby nie wpaść w szufladkę disco dziennikarza?
To tak jak z pisaniem CV. Można napisać po kolei, że się skończyło taką szkolę średnią i studia takie, że się lubi pracować w grupie, że nie boi się wyzwań. Takie listy motywacyjne są pisane na całym świecie i pewnie wyrzucane są do kosza. Natomiast warto zwrócić uwagę na jakiś szczegół. Jak mam te przysłowiowe 5 minut to staram się pokazać jedną rzecz. Nie mówić o wszystkim, tylko wybrać jedną, którą robię dobrze. Z drugiej strony to jest duże ryzyko.
Rzadko kiedy spotykam się z sytuacja, aby ludzie byli dumni ze swojego miasta. Są takie wyjątki, na przykład Ty, ale to jest 1 osoba na 10.
Pamiętam swój casting na prowadzącego, jeszcze przed tvn. Po pierwsze, źle się ubrałem. Program młodzieżowy, a ja wyskoczyłem w garniturze. Po drugie, zapytali jaki film ostatnio oglądałem. Wszyscy opowiadali o filmach, które były wtedy na topie. Ja chciałem zabłysnąć i powiedziałem „Popiół i diament” – od razu usłyszałem „dziękujemy panu”. Źle ocieniłem sytuację. Trzeba być prawdziwym i znaleźć mocny pozytyw w sobie i z tym przyjść na casting. Jak się nie uda to na następny.
Często jest tak, że ludzie mieszkający w mieście pewnych rzeczy nie doceniają, a są to miejsca, obszary, które warto pokazywać na zewnątrz. Jakie są Twoje odkrycia, które podczas podroży zwróciły uwagę? Jest tak, że ludzie czegoś totalnie nie doceniali, a okazało się, że są to świetne miejsca?
Zawsze jest tak, że nie doceniają. Rzadko kiedy spotykam się z sytuacja, aby ludzie byli dumni ze swojego miasta. Są takie wyjątki, na przykład Ty, ale to jest 1 osoba na 10.
Większość twierdzi, że gdzie indziej jest lepiej. To dotyczy też moich rodzinnych Kielc, Gliwic, czy Warszawy. Moim zadaniem jest udowodnienie i przekonanie ludzi do tego, że ta ich mała ojczyzna jest naprawdę świetna. Nawet jeśli dostrzegamy jakiś brud, to turysta może tego nie widzieć. Kiedy Anglicy przyjeżdżają do Polski są zachwyceni, widzą fajny, czysty kraj i sympatycznych ludzi. Mieszkańcom muszą dawać przykład osoby sławne, znane. Pokazywać np. że Szczecin jest fajnym miastem, tak jak to zrobiłem w materiale Dzień dobry Tvn. Wtedy ludziom się otwierają oczy. To się tyczy tak samo Warszawy, czy Poznania. A już w ogóle jakby to zrobił zagraniczny gwiazdor. Ludziom trzeba to wskazać.
W jaki sposób można promować miasto? Jak przekonać mieszkańców, że ich miasto jest wyjątkowe?
Najlepiej wybrać jakiś szczegół i pod tym kątem promować miasto. „Takie rzeczy to tylko w Szczecinie”. Budować swoją dumę narodową. Tak jak to robią w Tarnowie, gdzie produkują t-shirty z napisem „Hetman Tarnowski”, niczym t-shirty z Elvisem Presleyem. To jest związane z Tarnowem i oni tym budują swoją tożsamość. Moim zdaniem jest to bardzo dobry zabieg – pokazywać w sposób delikatny, że nie tylko Powstanie Warszawskie, czy Kampania Wrześniowa, ale także kilka dat z tej historii nieznanej. Warto budować swoją tożsamość na tym, że mamy się czym pochwalić i nie wypadliśmy sroce spod ogona. Jesteśmy normalnym narodem wykształconym, często mądrzejszym od Anglików, Francuzów i Niemców, tylko brakuje nam tej pewności siebie. Pewności nie rozumianej jako rozpychanie się łokciami, a jako to, że wiem skąd przychodzę i dokąd zmierzam. To jest zadanie dla nauczycieli, rodziców, a także wszelkich mediów. Pokazywać, że jesteśmy w porządku, mamy swoje wady jak każdy, ale nie mamy powodu do kompleksów.
Wielu osobom się wydaje, że kiedy osoby z telewizji przyjeżdżają do innego miasta, to siedzą w hotelu, ewentualnie zjedzą coś w restauracji. Jak jesteś teraz w Szczecinie, to idziesz na schabowego do Harnasia, jeździsz na rolkach w Lubieszynie. Obalasz ten mit i z wielu rzeczy korzystasz. Co takiego odkryłeś w Szczecinie?
Przede wszystkim Filharmonia. To jest miejsce mi bliskie, także z racji zainteresowań muzycznych, po części z wykształcenia. Nie byłem jeszcze na żadnym koncercie, ale będę miał okazję być na Inspiration Day Show. Chciałbym pójść do Teatru Pleciuga, uważam że ten rodzaj sztuki jest kompletnie niedoceniany. Kojarzy nam się tylko z bajkami dla dzieci, co jest absolutną bzdurą. To też jest element do promowania.
Można jechać do Japonii i nic nie zapamiętać oprócz tego, że ludzie mają skośne oczy.
Zawsze zwiedzam miasta dwutorowo. Od strony zakupowo-konsumenckiej: byłem już w trzech galeriach – w Molo, Kaskadzie i Galaxy. Na plac Rodła wiem, że jedzie „piątka”, z Krzekowa podjechałem tramwajem. Odwiedziłem też kilka lokali. Chciałbym zobaczyć Jezioro Szmaragdowe, bo dużo o nim czytałem – to dla mnie rzeczy cenne. Hotel Sheraton czy Ibis nie ma dla mnie żadnej wartości, jest wszędzie taki sam. Oczywistością jest Cmentarz Centralny, który jest największy w Polsce i trzeci w Europie. To miejsce które trzeba zobaczyć. Muzeum Techniki i Komunikacji, było w materiale – można zobaczyć polską myśl techniczną, przedwojenne Sokoły.
Szczecin ma też genialne położenie: blisko do Berlina i cała Skandynawia w zasięgu promów. Trudno sobie wyobrazić lepszą lokalizację. A korzenie prusko-niemiecko-polskie to fajny konglomerat. Taras Hakena z Wałami Chrobrego, to jest jakaś historia, warto w tym grzebać. Szczecin jest dla mnie miastem nieodkrytych tajemnic. Można je poznać przez zwiedzanie podziemia – to też jest fajna atrakcja. Wiadomo, że jak Szczecin to paszteciki, a dzisiaj jeszcze muszę te lody Marczak spróbować.
To jest sens podróżowania żeby coś zapamiętać, przeżyć. Można jechać do Japonii i nic nie zapamiętać oprócz tego, że ludzie mają skośne oczy. A można zapamiętać, że w Szczecinie jest taka bułka z frytkami i później to Japończykowi powiedzieć. Dla niego to będzie atrakcja. Szukajmy elementów, które nas wyróżniają, a nie które nas wtapiają w tłum.
O czym opowiesz publiczności na Inspiration Day Show?
Staram się zachęcić ludzi do podróżowania – emerytów, studentów, wszystkich. Na spotkaniu w szczecińskiej Filharmonii będę chciał pokazać, że to jest możliwe i niewiele kosztuje. Wystarczy się zaangażować i można się przekonać, że to jest fajne. Ludzie wierzą osobom, które mówią coś szczerze. Ja jestem szczery i mam nadzieję, że po tym spotkaniu chociaż kilka osób, które nie praktykowało takiej formy podróżowania, zacznie to robić.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.
Najbliższa okazja, by spotkać Jakuba Poradę już niebawem, bo 3 października podczas wydarzenia w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza. Szczegóły na temat wydarzenia znajdziecie w artykule Wydobywają z siebie każdego dnia tyle energii, że mogliby zasilić całe nasze miasto – Inspiration Day Show 2015 oraz na stronie wydarzenia dzieninspiracji.szczecin.pl